Codzienna kąpiel …w ciszy
Hałas, tempo, pośpiech, nie cierpiące zwłoki sprawy i tysiące informacji, które codziennie przetwarza nasz mózg wypełniają nasze życie po brzegi od otwarcia oczu po zaśnięcie. Brak przestrzeni na dystans i oddech daje się we znaki chwilą słabości, przyśnięciem na kanapie albo przeziębieniem, które skutecznie unieruchamia nas w domu dając przyzwolenie na upragniony odpoczynek.
Po świętach eksperci od odżywiania uczą jak oczyścić się z nadmiaru jedzenia, doradzając na przykład czasowy post, połykanie chlorelli albo picie wody z domieszką wody utlenionej. Wszystko to po to, by wspomóc organizm w przerobieniu dużych ilości ciężkich do strawienia i przypadkowo łączonych pokarmów. Ciało potrzebuje wsparcia, a także ciszy i odpoczynku, żeby dać mu szansę poradzić sobie z nadmiarem i być znowu „na bieżąco”.
To samo dzieje się w umyśle. Nadmiar informacji, spraw do załatwienia, plątanina konceptów, uczuć i potrzeb zarówno swoich, jak i bliskich osób tworzy gęstą sieć, powodując w umyśle coś na wzór „zaparcia”. Wszystko to gromadzi się w naszym systemie energetycznym i powoduje blokady. „Chlorellą” dla umysłu jest cisza.
Cisza w środku to miejsce święte. Barbara Marx Hubbard nazywa je „wewnętrznym sanktuarium”, w którym codziennie rano przebywa, by dobrze zacząć dzień. Cisza to dystans, spojrzenie z innej perspektywy i otwarcie się na boski przepływ. Cisza jest naszym schronieniem przed zgiełkiem świata, gdzie możemy zawsze naładować akumulatory.
Jeśli zaś w ciszy przychodzą lęki, powitajmy je z otwartością. Podziękujmy, że przychodzą zamiast działać w podziemiu. Znajdźmy w ciele miejsce, w którym się kłębią. Spytajmy o ich potrzeby. Obejmijmy miłością. Trudne uczucia przychodzą falami. Pozwalajmy falom swobodnie przepływać przez siebie. Każda przychodząca fala ma swój moment szczytowy, potem zaś opada i rozpływa się w niebycie. Pozostaje cisza.
Z życzeniami dobra, prawdy i piękna,
Ewa Stelmasiak